Większość z nas kojarzy pracę trenera personalnego ze swojego rodzaju luksusem, zarezerwowanym dla nielicznych. Trenerzy nie widzą świata po za swoimi klientami i często ignorują osoby, które ewidentnie potrzebują pomocy. Czy słusznie? Zapraszam do czytania gościnnego wpisu autorstwa Krzysztofa Piersy, który z punktu widzenia amatora i bywalca siłowni, pisze o pomaganiu nowicjuszom.
Jak pomóc nowym
Bardzo często widuję na siłowni osoby niesione niezwykłą mocą noworocznej motywacji. Niestety nie zastąpi ona techniki i wiedzy w temacie przygody z siłownią. W tym miejscu powinien pojawić się trener personalny, tylko… nie zawsze mu się opłaca.
Trudne początki
Poważnym problemem i jednoczesną wodą na młyn dla samodzielnych trenerów jest zupełne ignorowanie nowicjuszy ze strony instruktorów zatrudnionych na kluby fitness. Masz tu świeżo wyrobiony karnet i śmigaj na sale! W ten sposób amatorzy nabywają okropnych nawyków treningowych podpatrzonych od… innych źle trenujących, już (rzekomo) średniozaawansowanych. Potem możemy dostrzec niewinnego amatora ćwiczącego ramiona z ściśniętym pasem na biodrach. Pomijam fakt bardzo częstych kontuzji. Sam niejednokrotnie musiałem robić sobie tygodniową przerwą od „sportowego hobby” przez obolałe plecy. Nikt mi nie powiedział, żeby pilnować postawy i nie robić popularnego kociego grzbietu…
Nikła szansa zarobkowa
Największą częścią amatorów są studenci, próbujący wyrobić dobrą wakacyjną sylwetkę zwłaszcza, jeśli mają odrobinę wolnego czasu. Niestety z trudem potrafią oni uzbierać środki na karnet, a co dopiero trenera personalnego. Wielu trenerów jest tego świadomych, a traktując porady jak inwestycję w klienta, robią szybką kalkulację, której wniosek jest prosty. Młodzik, to żaden klient, więc po co zawracać sobie nim głowę? Mało kogo stać na filantropię w tym temacie.
Niechętny uczeń
O ile pojedynczy amator jest skory na krytykę, to już grupka będzie w trenerze widzieć wroga numer jeden chyba, że będzie miał bicepsy wielkości arbuza. Wynika to z psychologii grupy. Zawsze, nawet w grupie totalnych laików, znajdzie się ten jeden przywódca, którego wiedza wydaje się większa, choćby obejrzał o jeden film więcej ze Schwarzeneggerem. Kiedy podchodzi do takiej grupki trener, lider czuje się zagrożony i będzie dyskutował, choćby o słuszności techniki. Sam miałem taki przypadek. Obserwowałem dwóch „świeżaków” zmagających się z hantlami. Wymachiwali nią z takim zapałem, że aż rozbolał mnie kręgosłup. Gdy podszedłem i zaproponowałem mniejszy ciężar, który nie będzie nimi rzucać, bo ważne jest izolowanie grup mięśniowych usłyszałem „rzuca, bo ciężar duży”. Trudno nie zgodzić się z taką logiką. Gdy w myślach zacząłem się ganić „I po co na siłę próbujesz pomagać” podszedł do mnie inny początkujący prosząc o asystę i poradę w ćwiczeniu. Wspaniałe uczucie.
Relacje uczeń-mistrz
Jeżeli już trafimy na młodego amatora, któremu zechcemy pomagać, musimy wziąć poprawkę na jego zaangażowanie. Starsi podopieczni niejednokrotnie wykazują słomiany zapał, zwłaszcza przy gubieniu zbędnych kilogramów. Niejednokrotnie słyszałem negocjacje z trenerem, „czy naprawdę muszę biegać aż dwadzieścia minut? Nie mogę pięć?” lub „może nie róbmy już tego ćwiczenia?” Trener personalny osób dojrzałych w wieku 40+ ma znacznie utrudnione zadanie pod względem zaznaczenia swojej pozycji. Staje się bardziej przyjacielem niż nauczycielem. Problem w tym, że przy znikomych efektach jest pierwszą obwinianą osobą, a zaangażowanie kursanta, zdaje się nie mieć znaczenia. W przypadku młodych amatorów, każda rada będzie pielęgnowana, a każde zalecenie, traktowane jak rozkaz. Jeżeli młody usłyszy, że ma zrobić trzy serie po dwanaście, prędzej padnie, niż zacznie narzekać.
Grupowy trener
Ostatnio zauważyłem coraz częstszy trend w postaci zajęć personalno-grupowych. Mianowicie, młoda osoba bierze dwóch, trzech kumpli, poprawia ich i szkoli. Od każdego zgarnia dyszkę, dwie lub nawet nic. Niby nie wiele, ale od czegoś trzeba zacząć. Zauważyłem też pewną niesamowitą zależność. „Młodzi” trenerzy cieszą się znacznie większym zainteresowaniem z dwóch oczywistych powodów. Na pewno są dużo tańsi od profesjonalnych instruktorów, ale cieszą się również znacznie większą popularnością. Wiadomość o dobrych wynikach nie przekazuje jedna osoba, lecz trzy, często do zupełnie różnych grup znajomych. Brzmi jak idealny marketing szeptany, najskuteczniejszy rodzaj reklamy znany każdemu, kto sprzedaje swoje usługi. Oczywiście, bardzo dużo zależy od aparycji trenera, ale zakładając, że obaj reprezentują podobny poziom umiejętności, klientela będzie przychylniej patrzyć na tego angażującego się również w te mniej opłacalne projekty. Wielu po prostu woli ćwiczyć z pasjonatom, a nie bankomatem.
Spłata długu
Osobiście traktuję bezinteresowne pomaganie nowicjuszom, jako poprawę środowiska. Sam nie natknąłem się na zbyt wiele osób prostujących moją sylwetkę w czasie ćwiczeń, ale zawsze byłem wdzięczny tym kilku, które postanowiły pomóc. Pomaganie nowym, uważam za obowiązek każdego użytkownika siłowni. Jeżeli taki instruktaż stałby się standardem w zwyczajach fitness clubów, również trenerzy personalni zaczęliby być traktowani, jako standard, a nie elitarny i drogi przywilej.
Pamiętaj, nawet jeśli młoda osoba nie zostanie twoim klientem to dziesiątki innych obserwuje Cię i wyrabia sobie opinię na twój temat na podstawie twoich reakcji i stosunku do początkujących. Być może pomagając komuś znajdziesz dzięki temu klienta w innej osobie.
Autor
Krzysztof Piersa – uwielbia pracę z ludźmi. Sportami sylwetkowymi zajmuje się od kilku lat stale rozwijając swoje umiejętności. Jego wielkim marzeniem, jest pomoc osobom uzależnionym od komputera, do których grona kiedyś należał. Nigdy nie odmawia pomocy „świeżakom” i sam chętnie korzysta z rad bardziej doświadczonych kolegów. Chce udowodnić, że dobra sylwetka może iść w parze z życiem na pełen etat, a żadna wymówka nie jest wystarczająca.
Komentarze
Jeśli podobał Ci się artykuł Krzyśka to nie wahaj się napisać o tym w komentarzach (nie trzeba się rejestrować!).
1 komentarz
paulina · 18/09/2015 o 10:42
witam,
sama jestem osobą ćwiczącą na siłowni. Chętnie sięgam po wolne ciężary.
jest zbawieniem dla mnie jeśli ktoś podejdzie, podpowie coś, poprawi. to pomaga.
nic nie jest gorsze niż uśmieszki, kąśliwe uwagi.
niestety zdarzają się też mądrale które stoją nad Tobą, liczą powtórzenia, patrzą Ci w twarz kiedy ostatkiem sił próbujesz wykonać pełną liczbę powtórzeń.
To deprymuje, to wkurza, to odbiera ochotę do ćwiczeń.
Proszę pomagajcie, podpowiadajcie, ale nie nadzorujcie pracy kogoś jak kapo.